niedziela, 1 stycznia 2017

ŚWIĘTA Z POLSKIM SERCEM / Christmas with Polish heart

Otrzymałam z mojej parafii rodzinnej w Golcowej 100 $ - składam podziękowanie za pamięć o misjach na ręce ks. Proboszcza Tadeusza.
Ojciec Seweryn miał pomysł, żeby zorganizować coś za to 2 najbiedniejszym wioskom - Chumpiz i Napinz. Tamtejsi mieszkańcy są prawie odcięci od świata, bo idzie się tam z innej wioski -  Shaime -  3 godziny przez dżunglę i jeszcze ok. godziny łódką. A do Shaime jeszcze musimy dojechać samochodem (2 godziny z bazy w Guayzimi).
Nieść rzeczy przez las wspinając się na góry i schodząc w doliny przez błoto nie jest łatwo...ale wzięliśmy jeszcze dwóch katechistów, więc nam pomogli.
Kupiliśmy 3 kury, rzeczy potrzebne na rosół i napój a także miseczki, kubki i łyżki. Następnie kupiliśmy zabawki - zwierzątka  - dla dzieci, frotki dla dziewczynek, baloniki dla chłopców, i dla wszystkich ciastka i cukierki. Jedna z wiosek miała piłkę do footbolu a druga nie, więc jeszcze piłkę... Dzieci tutaj nie mają prawie nic...więc taka była radość!
Mieszkańcy mieli przynieść jukę, platany i wielkie garnki i zagotowali wodę na palenisku. O. Seweryn zrobił rosół z makaronem i do tego podano jukę i platany. Najpierw porcje dostały dzieci. Może pierwszy raz miały najlepsze kąski - generalnie dzieciom daje się ostatnie rzeczy.
Po jedzonku był film o Bożym Narodzeniu a później Msza św.
Na koniec słodkości - i zdjęcie pamiątkowe - trochę słabo widać ale na kartce jest napis: "POLONIA, GOLCOWA - 💙 Dziękujemy, Gracias".

Było dużo radości...ale to nie wszystko co wydarzyło się w tym dniu...
Po dużym deszczu prąd w rzece był bardziej niebezpieczny niż zwykle. W pierwszą stronę łódka nam się zawiesiła na kamieniach, przechyliła i wypadł z niej katechista. Prąd był silny, więc bałam się że go stracimy. Bogu dzięki woda w tym miejscu akurat nie byłą głęboka. Dotarliśmy do wioski.
W drodze powrotnej prąd był jeszcze silniejszy. Zniosło nas na skały przy brzegu, jednemu z Indian wpadła do wody palanka  (gruby kij) i nie mógł w porę odepchnąć nas od brzegu. Łódź zaczęła wirować wokół osi i pewnym momencie motor z łódki wpadł do wody. Bez motoru przy takim prądzie nie jest możliwe sterowanie łódką, więc musieliśmy wysiąść i szukać drogi przez las. Ponieważ zamiast 3 godzin musieliśmy iść teraz 5, noc zastała nas w lesie. Mam w telefonie komórkowym latarkę i jeden z katechistów miał latarkę - tak szliśmy. Dobrze, że tu nie ma groźnych dzikich zwierząt... modliliśmy się tylko by nie spotkać "kulebry" (rodzaj jadowitych węży - wychodzą zwykle nocą, mam na tym blogu zdjęcie z jedną taką martwą).
Natomiast tych dwóch Indian z wioski do dziś szuka silnika w wodzie. Okazało się, że tam było bardzo głęboko i nie mogą go znaleźć. To była łódka wspólnotowa, więc teraz gdy ktoś zejść z dżungli do Centrum musi wiele godzin iść przez las, więc są jeszcze bardziej odcięci od świata.
Ktoś powiedział, że nowy motor do łódki kosztuje 1000 $, więc raczej go nie kupią. A nawet jak jakimś cudem kupią, to Indianin bardzo się przejął tym co się stało i powiedział, że boi się nas wziąć znowu bo co będzie jak nas zabije... (ja nie umiem pływać). A przecież to nie jego wina...to siła natury. Jak Bóg chce będziemy wracać z wypraw misyjnych...
Po tych zdarzeniach zostało mi 3 sińce i doświadczenie, że Bóg czuwał nad nami.





 Mieli żłobek ale nie mieli Dzieciątka, więc im narysowałam :-)
They had the crib but they hadn't Infant, so I painted for them... :-)



I received from my   parish in Golcowa $ 100 - I give thanks for the Rev. Father Tadeusz, for the memory bout the mission.
Father Seweryn had the idea to organize something for the 2 poorest villages - Chumpiz and Napinz. People there are almost cut off from the world - you have to go there from another village - Shaime - three hours through the jungle and still approx. an hour by boat. A Shaime we still have to reach by car (2 hours from base in Guayzimi).
Is not easy to carry things through the forest climbing the mountain and going down to the valley through the mud... but we took another two catechists, so they helped.
We bought three chickens, things needed for the chicken soup and for the juce to drink as well as bowls, cups and spoons. Then we bought toys - animals - and children's hair band for girls, balloons for boys, and for all cookies and candies. One of the villages has the ball for football and the other not, so also we bouth a ball ... Children here have almost nothing ... so that was a joy!
Residents had to bring yucca, platano and big pots and boiling water on the fire. Fr. Seweryn made chicken noodle soup and  we serve it with yucca and platanos. First, portions got children. Perhaps for the first time had the best bits - generally, children are given the last things.
After the meal it was a movie about Christmas and later Holy Misa.
At the end  - sweets - and souvenir photo - it's not very clear but can be seen on the sheet the inscription: "POLONIA, Golcowa - Thank you, Gracias."
There was a lot of fun ... but it's not everything that happened that day ...
After a big rain the current in the river was more dangerous than usual. During the way a village the boat was suspended on the rocks, tilted and fell out into water one of the catechists. The current was strong, so I was afraid that we will lose him. Thanks to  God the water in this place wasn't so deep. We got to the village.
On the way back the current was even stronger. Abolished us on the rocks at the shore, one of the Indians fell into the water palanka (thick stick) and could not in time to push us from the shore. Boat began to swirl around the axis and the motor of the boat fell into the water. Without the engine when the current is so strong is not possible to control the boat, so we had to get out and look for a way through the forest. Because instead of the 3 hours we had to walk now 5, the night found us in the forest. I have a cell phone flashlight and one of the catechists had a flashlight - so we walked. Fortunately here there is no dangerous wild animals ... only was praying praying not to meet the "culebra" (a kind of poisonous snakes - usually come out at night, I got on this blog picture with one such dead).
Two Indians from the village till today are looking for the engine in the water. It turned out that there was a very deep and can not find it. It was a boat of the Community, so now when someone wants to get out of the jungle and go to the Central village Shaime needs to walk many hours, so they are even more cut off from the world.
Someone said that the new motor for to the boat costs $ 1,000, so they probably will not buy it. And even if by some miracle they buy, the driver of the boat - Indian - he took over what had happened and said that he was afraid to take us again, because what if he kill us ...  But we all know that it's not his fault ... it's a force of nature. If God wants we will get back every time from the missionary expeditions ...
After these events I have 3 bruises and experience that God was watching over us.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz